Wchodzę w weekend na fejsbuczka, patrzę i krzyczę do żony:
- Jezus Maryja Święty Józefie - wojna!
Na ścianie komentarze w stylu
"Nie wiedziałam, że do tego dojdzie"
"Co dalej z Europą?"
"To już koniec"
"Nie mogę w to uwierzyć"
Już wybiegałem do biedry po zapasy makaronu i piwa, kiedy mój wzrok padł na fotkę zamieszczoną pod jednym z takich wpisów.
Baba z brodą.
Co jest kurde...
Po przeczytaniu kilku pierwszych zdań zacząłem odrywać deski z okien. Żadna tam wojna, panie, tylko eurowizja.
Pamiętam jak w dzieciństwie coś koleżanki z klasy o tym spędzie szeptały po korytarzach. Kiedyś nawet najechałem pilotem na relację z któregoś tam finału. Jakieś dziwadło stało na scenie i drąc niemożebnie ryja rozwijało plastikowe skrzydła. Przełączyłem czym prędzej i o całej eurowizji zapomniałem na długie lata.
Do dziś.
Okazuje się, że festiwal jest co roku i - co ciekawe - ludzie jarają się nim jak flota Stannisa.
W tym roku byli tam nawet jacyś Polacy... choć głowy nie dam, bo pierwszy raz o nich słyszałem.
Musiałem poświęcić sporo czasu, żeby poznać powód fejsbukowego bóldupowania, który tak mnie przeraził. Otóż - w tym roku finał wygrała baba z brodą.
Przynajmniej tak wychodziło z komentarzy. Gdy się wczytałem, okazało się, że wcale nie baba, jeno pedałek strojący się w sukienki i nakładający na twarz tapetę.
I naraz wielkie oburzenie. O tempora, o mores, upadek i w ogóle koniec świata. I zdziwienie, że ktoś taki mógł wygrać.
Ja za to, nie mogę się nadziwić tym zdziwionym.
Żyjemy w kraju, w którym stary komuch obcina sobie przyrodzenie i zostaje wzorem postępowego posła-europejczyka. I można go zobaczyć codziennie w telewizji, nie trzeba nawet do Szwecji jechać!
A tymczasem dziwimy się, że w o wiele bardziej "postępowej" Europie ludzie wybrali śpiewającego homoseksualistę.
Tymczasem gawiedź zawsze lubiła coś "innego". Kiedy do miasta przyjeżdżało ciele z dwiema głowami - od razu ustawiały się kolejki. Cały kontynent jest dzisiaj wypchany takimi "cielętami".
Swoją drogą posłuchałem jak śpiewa i chyba jest niezły (na tyle na ile się znam). Coś pomiędzy Moniką Brodką a organistą z mojej parafii.
Jeśli ktoś naprawdę przeżył ciężki szok po wygranej brodacza, powinien rozejrzeć się po świecie w którym przyszło mu żyć. I zdać sobie sprawę, że takie "sensacje" były na długo przed tęczą na pl. Zbawiciela. I będą.
Nihil novi, przyjacielu, nihil novi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz