Na wojnę z plebanem - Muzeum Ordynariatu Polowego


Ciąg dalszy wyzwania! W ostatni weekend odwiedziłem Muzeum Ordynariatu Polowego. Trochę przez przypadek. Recenzja krótka bo i zwiedzanie nie trwało zbyt długo.

 

Muzeum Ordynariatu jest oddziałem Muzeum Warszawy. Strona internetowa prosta i przystępna, tak jak wszystkich oddziałów. Za to ostatni wpis na facebooku - 19 marca 2013 :)

Na miejsce trafiłem właściwie przypadkiem. Planowałem odwiedzić Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych. Kiedy jednak dotarłem na Szeroki Dunaj - zastałem zamknięte drzwi. Smutek, bo na stronie ani słowa o remoncie czy urlopie...

Nic to, powiedziałem ocierając łzę. Wszak muzeów przy Starówce nie brakuje.

Do Muzeum Ordynariatu Polowego trafić łatwo nie jest. Jeśli już o nim słyszałeś - dojdziesz. Ale przypadkowy przechodzień raczej tam nie zawita.

Samo Muzeum mieści się w podziemiach Katedry Polowej Wojska Polskiego przy pl. Krasińskich. Dobra lokalizacja dla potencjalnych turystów. Wejście do kościoła przez drzwi obok śmigła samolotu, potem w lewo i po schodach na dół.

Na samym wejściu bardzo sympatyczna pani wręczyła mi bilet i powiedziała co i jak na wystawie.

Płaszcz można zostawić w malutkiej szatni (nie wiem jak radzą sobie większe grupy, ale dla mnie miejsca starczyło). 

 

Na początku zwiedzania obejrzeć można kilka eksponatów zręcznie ułożonych po obydwu stronach korytarza. W centrum - potężny ekran z filmem o katedrze. 

Bardzo dobry zabieg! Już na wejściu jest informacja gdzie jestem i o co chodzi i skąd w tym miejscu wzięło się muzeum. Film wprowadzający na wystawę obejrzeć możesz niżej.

  

 

I... właściwie to jest najciekawszy element ekspozycji:) 

Ale po kolei!

 

Zwiedzanie całej wystawy (300 m2) zajęło mi ok. 60 min.

CO MI SIĘ PODOBAŁO

Na pewno muzyka. Tam gdzie ją słychać doskonale wprowadza w klimat. A przynajmniej mi się podoba :-)

Ta melodia mówi mi, że temat o którym zaraz usłyszę jest ważny i trudny. Historia w której się zatopię to dzieje walki i poświęcenia.

W połączeniu z oświetleniem i klimatem XVII-sto wiecznych  podziemni sprawia, że po wejściu do środka dość łatwo zapomniałem o tym co na zewnątrz.

W środku znalazłem też sporo eksponatów. Największe wrażenie zrobił na mnie jeden z ostatnich. 

 

W gablocie umieszczono szczątki figurki Matki Boskiej. W 2010 stała w kaplicy polowej w Ghazni w Afganistanie. Kilka minut po zakończeniu nabożeństwa i wyjściu żołnierzy w budynek uderzył pocisk artyleryjski.

Te kawałki drewna uświadomiły mi realne niebezpieczeństwo w którym na co dzień żyją żołnierze i kapelani.

 

Projektantom nieźle wyszedł też fragment poświęcony kapelanom z oddziałów żołnierzy wyklętych. Oglądając zdjęcia za żelaznymi kratami można posłuchać nagrań z procesów sądowych przeciwko kapłanom. Sam dźwięk jest kiepski i niewiele można usłyszeć... 

Ale można pojeździć kratami po szynach więc wybaczam.

 

Ciekawym zabiegiem jest też umieszczenie dat na podłogowym oświetleniu. To nawet nieźle porządkuje przestrzeń. Pozwala też w miarę szybko zorientować się o jakim okresie mowa. No i wiadomo jak daleko do końca :-)

 

I na tym właściwie kończą się pozytywy.

CO MI SIĘ NIE PODOBAŁO

Trochę tego jest.

Najbardziej brakuje mi tutaj opowieści. Przecież o człowieku, który jedzie na wojnę z różańcem zamiast karabinu można opowiedzieć milion historii. A przynajmniej jedną...

Na wstępie do kolejnych części wystawy mijam blaszane tablice z tekstami o historii kapelanów w kolejnych epokach. Tekstu jest dość dużo ale ciężko go przeczytać w kiepskim świetle.

 

Co nieco treści można też znaleźć w tabletach umieszczonych w kilku miejscach. Niestety, wysokość ekranu i malutkie literki skutecznie zniechęcają do wczytywania się w biogramy kapelanów (bo tylko to tam znajdziemy).

 

Generalnie, brakuje odpowiedzi na podstawowe pytania: Po co żołnierzowi kapelan? Czym zajmowali się kapelani? Jaki mieli wpływ na armię?

 

Eksponatów rzeczywiście jest wiele, ale często się powtarzają. Są w większości dobrze opisane ale ileż można patrzeć na księgi liturgiczne i ołtarze polowe? Dla mnie takie gadżety mogą być jeszcze ciekawe. Ale laik nie będzie miał pojęcia do czego służyły te dziwne przedmioty. A bez stojących za nimi historii, pozostaną tylko kupką staroci.


 

Trochę o historii niektórych artefaktów jąkając się opowiada dyrektor placówki na filmie, do którego prowadzi ten link.

Jest też kilka drobnostek, do których mogę się przyczepić.

Oznaczenie chronologii jest czasem mylące. Przy dacie 1410 jest replika włóczni św. Maurycego... A obok chyba... Stefan Batory :-)

Nie wszystkie eksponaty są podpisane. Są też opisy do nieistniejących obiektów. Czasem broń leży obok brewiarzy - czy to broń kapelanów? Nie wiem.

 

Brakuje mi tam historii zwycięstw! Większość poruszanych tematów to klęski i martyrologia. Jest co prawda podobizna ks. Skorupki, ale o samej Bitwie Warszawskiej ani słowa. 

Przeszkadzały mi czasem nakładające się na siebie dźwięki. W tej dosyć małej przestrzeni nie ma przepierzeń pomiędzy salami. Stojąc w jednym miejscu słyszałem Bogurodzicę, muzykę z ekspozycji i pieśni legionowe. 

Kiepsko wypadło też zakończenie zwiedzania. Idąc szlakiem ekspozycji odruchowo wychodzi się na toaletę :) Oraz stojące w kącie odkurzacze.

Jako że WC było nieczynne a odkurzanie czekało na mnie w domu, wróciłem (prawie) tą samą drogą do wejścia. 

Cóż powiedzieć o tym muzeum?

Ma duży potencjał. Miejsce jest wyjątkowe, wizualnie ekspozycja nie jest ohydna. Gdyby poprawić jakość dźwięku i jego zasięg, w środku byłoby nawet bardzo klimatycznie.

Największym mankamentem jest brak historii poszczególnych osób. Biogram na małym tablecie mnie nie zachęcił. Może gdybym przechadzał się z przewodnikiem... 

Podsumowując - miejsce ciekawe do odwiedzenia dla pasjonatów historii i miłośników oglądania eksponatów. Standardowy przechodzień szukający ciekawostek i rozrywki może żałować 10 zł wydanych na bilet. 

Szkoda, bo temat ciekawy... 

P.S. Poniżej wrzucam jeszcze znaleziony na youtubie filmik ze zdjęciami calusieńkiej ekspozycji. Oceńcie sami!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz