Jak nie wygrać 1 z 10 - kulisy programu

Info wyciekło, faktycznie - byłem w teleturnieju 1 z 10.
Dziś krok po kroku opiszę jak się tam dostać i jak wygląda program oczami uczestnika - zapraszam!

 

Nie za bardzo pamiętam już co mnie podkusiło do zgłoszenia się do teleturnieju. Ani przez chwilę nie myślałem, że uda mi się wejść do finału czy wygrać. Chyba liczyłem na dobry materiał na posta :)

 

Dostać się do programu jest banalnie łatwo.

 

REJESTRACJA

 

Na początku musisz wypełnić formularz zgłoszeniowy na stronie teleturnieju.

 

Potem czekasz cierpliwie na list z zaproszeniem na eliminacje. Ja dostałem go jakoś po 2-3 miesiącach - chyba na jesieni.

 

Eliminacje (może bardziej pasowałoby słowo "odsiew") odbywały się w Liceum Staszica przy ul. Nowowiejskiej. Zaproszenie dostałem na konkretną godzinę, ale i tak trzeba było odstać kilkadziesiąt minut w dość długiej kolejce zdenerwowanych petentów.

 

Odsiew odbywał się w 3 klasach, w każdej siedziało po 3 odsiewaczy. 

Zaproszono mnie do środka, usiadłem naprzeciwko sympatycznej pani w okularach. Zadała mi 20 pytań, mogłem pomylić się 5 razy. Pytania były raczej proste (może mi się takie trafiły). A zatem nie spytano mnie o autorów oper ani impresjonistów. Dostałem np. pytanie o ilość państw leżących nad Bałtykiem i jednostkę, którą mierzy się ciśnienie. 
 

Kiedy odpowiedziałem na 18 pytań (właśnie nie pamiętam czego nie wiedziałem!) moja interlokutorka poinformowała mnie, że dostałem się do programu, który będzie nagrywany w Lublinie na wiosnę lub latem. I że zwracają za bilety :)

 

Potem całkiem zapomniałem o programie. List przyszedł pod koniec zimy. 

 

Było w nim zaproszenie na konkretny dzień i godzinę, informacje co do programu (np. jak się ubrać) i prośba o odpowiedź... listem. 

 

Patrz pan, myślę sobie, analogowo wszystko jak za Jagiellonów!

 

Strzeliłem zatem piękne pismo do firmy Euromedia TV (organizatora teleturnieju) z informacją, że owszem, przybędę, Polskim Busem a o wyznaczonej godzinie (tj. o 12:00) stawię się przy kasie nr 1 na dworcu PKP.

 

TUŻ PRZED

 

 

Po czym faktycznie przybyłem.

 

 

Na dworcu przy kasie czekał na mnie o głowę ode mnie wyższy pan "Krzysio", który odhaczył moje nazwisko na liście i krótko przywitał: "Czekamy!". 

 

Nie doczekaliśmy się, bo jeden z uczestników nie pojawił się na miejscu spotkania. Pan "Krzysio" zadzwonił, przekonał go żeby jednak, psia twoja mać, przyjechał. 

 

 

- Panie Krzysiu, a on zdąży?

- Zdąży, zdąży, blisko ma.

- A skąd?

- Z Garwolina.

 

 

Niestety, okazało się, że niemożliwe jest przejechanie 109 kilometrów w 30 minut. Gość się spóźnił, program też. A wszystko dlatego, że chłopina po otrzymaniu zaproszenia pocztą, czekał na drugie - mailowe. Łatwo rozpoznać, który to - w czasie programu bombardowaliśmy nieszczęsnego niewolnika internetu pytaniami. 

 

Nienawidzę spóźnialskich.

 

Ale do rzeczy. 

 

Zapakowano nas - tj mnie, Andrzeja oraz pana Lucjana z kolegą do busika - i w drogę. 

 

Na miejscu w studiu czekała już reszta zawodników z osobami towarzyszącymi. Tam przejął nas sympatyczny i dość szybko wypluwający z siebie zdania pracownik TVP. 

 

Objaśnił nam gdzie można się rozebrać, gdzie siknąć i gdzie dostać zwrot za przejazd (co, jak podkreślał, jest najważniejsze). 

 

Na początku musieliśmy podpisać umowy, oświadczenia i inne papiery poświadczające przekazanie naszych narządów na rzecz TVP na wypadek gdybyśmy dostali zawału w trakcie nagrania. Tak serio, to chodziło o zwykłe umowy, ale ilość papieru była - jak na 30 minutowy program - imponująca. BTW, mogę sobie wpisać w CV, że byłem zatrudniony w TVP :)

 

Siedząc przy automatach z kawą wylosowaliśmy nasze numerki. 

 

Potem zaprowadzono nas do małego pokoju w którym stał antyczny telewizorek. Zobaczyliśmy na nim pana Tadeusza Sznuka, który w kilku zdaniach powiedział nam jak wygląda teleturniej i co nas czeka w ciągu najbliższych minut. 

 

Pomyślałem na początku, że straszny gbur - zamiast wyjść do nas i ścisnąć prawicę to schował się pewnie gdzieś w kanciapie i jara szlugi. 

 

A tymczasem pan Tadeusz prowadził wtedy drugi już w tym dniu odcinek. (Dziennie nagrywają trzy odcinki). Poza tym, wiem jak to jest w kółko powtarzać grupie ludzi to samo i wcale nie dziwię się, że wolał się nagrać.

 

Zresztą, kiedy czekaliśmy na nagranie pan Tadeusz wyszedł do nas i chwilę porozmawiał.

 

Potem makijaż i do studia!

 

NAGRANIE

 

W telewizorze studio wygląda jak wnętrze statku kosmicznego. A to wszystko panie dykta, plastik i kilka światełek. Na środku wielka dziura, przed którą wszyscy ostrzegają. Dookoła niej stanowiska graczy a za nimi krzesełka (stoi się tylko w finale, wikipedia kłamie!). Po drugiej stronie koła stanowisko pana Tadeusza. A za jego plecami coś na kształt trybun, gdzie spowici w ciemnościach czają się realizatorzy, dźwiękowcy i wszelkiej maści stwory telewizyjne.

 

 

Podpięto nam mikroporty a sympatyczna pani z dwiema kamerami poprosiła nas żebyśmy przedstawili się i opowiedzieli coś o sobie. Najpierw na sucho, potem do kamery. Oczywiście, w trakcie mojego nagrania sąsiadowi zadzwonił telefon (pozdro dla Andrzeja!). Wyszło nieźle z tego co widziałem. Przez jakiś czas nagranie można było zobaczyć w necie ale potem znikło :( . 

 

Nie wiedziałem, że wśród młodych uczestników jest konkurs na jak najgłupsze zainteresowania. Nie wziąłem w nim udziału, ale za to powiedziałem, że prowadzę bloga! 

 

 

 

 

Za to mój sąsiad z lewej, kolega z numerem 4, popisał się nieprzeciętnymi zainteresowaniami: Tibia, kobiety i równania różniczkowe :) Normalnie śmieszek poza kontrolą.

 

Kiedy już sprawdzono, czy wszyscy dobrze słyszą prowadzącego i czy on słyszy zawodników - zaczęło się nagranie.

 

Nie będę opisywał jak wyglądają zasady programu - można to znaleźć pod tym linkiem.

 

W pierwszej serii odpowiedziałem na oba pytania. 

 

W drugiej potknęła mi się noga na geografii. Ale tu ciekawostka.

 

Przed programem wszyscy łącznie z panem Sznukiem zachęcali nas, żebyśmy protestowali, jeśli nie jesteśmy pewni czy nasza odpowiedź została dobrze oceniona. 

 

Pytanie na którym poległem brzmiało: "Częścią jakiego oceanu jest Morze Czerwone?".

 

Dobra, teraz możecie się pośmiać, ale nie macie wycelowanej w twarz kamery. 

 

Odparłem, że "żadnego oceanu" - choć nie miałem pojęcia jak wygląda ten akwen na południu.
 

Na to pan Tadeusz zatrzymał kamerę i zdejmując okulary rzekł: "Właściwie, to też nie wiem", po czym wyszedł ze studia by zasięgnąć wiedzy w mądrych książkach. Po powrocie objaśnił nam co i jak - a ja straciłem jedną szansę :( 

 

A chodziło o Ocean Indyjski rzecz jasna.

 

 

W drugiej turze nie miałem zbyt wielu pytań. Za to często wyznaczałem do odpowiedzi :) Niewdzięczna rola ale ktoś musiał. 

 

 

Nagle - okazało się, że jestem w finale! 

I kto by pomyślał? 

 

 

A dostałem się tam z kolegami z busika - Andrzejem i panem Lucjanem. 

Oczywiście: to zupełny przypadek! ;) 

 

Przed finałem chwila przerwy na telefon do rodziny. Niektórzy uczestnicy zabrali kumpli ze sobą do studia. Ci grzecznie czekali w pokoju, w którym wcześniej oglądaliśmy pana Sznuka. Niestety, oglądali program bez głosu. 

 

Finał poszedł mi fatalnie. Byłem rozprężony i zastanawiałem się kiedy będzie emisja (dopiero po niej mogłem opublikować tego posta na blogu!). 

 

Odpadłem na pytaniu, które może znajdzie się kiedyś na you tubie. Jako twórcę teorii powszechnego ciążenia wymieniłem... Thomasa Edisona:)

 

Jak pragnę zdrowia, widziałem jabłko spadające na głowę i nie wiem skąd mi się wziął ten Edison. Ale stało się. 

 

Program wygrał pan Lucjan. Super facet. Ogląda wszystkie odcinki i już od dawna chciał przyjechać ale z różnych powodów nie mógł. Przez cały czas był bardzo skromny i cichutki (za to jego kumpel dopingował go niczym drużyna czirliderek).
 

Gratuluję Panie Lucjanie!

 

 

CZY WARTO?

 

Pewnie, że było warto! Andrzej pocieszał mnie, że słaby wynik słabym wynikiem, ale zabawa była niezła. 

 

No i nie wyszedłem z pustymi rękoma.

 

Wbrew obiegowej opinii, nagrodami pocieszenia nie są już słodycze. Nie wiem jak pozostali, ale finaliści dostają zegarek szwajcarski, program antywirusowy Kasperski, komplet kosmetyków (damskich) i kubek. Nie muszę mówić, że z kubka byłem zadowolony najbardziej :)

 

 

Nie wiem czy mogę pisać ile dostał zwycięzca. Powiedzmy, że dostał tyle ile wynosi płaca minimalna w Grecji (dane za Pulsem Biznesu)

No i zdjęcie z panem Sznukiem - zrobionym tuż przed nagraniem.

 

Muszę jeszcze napisać, że wszyscy w studiu byli szalenie sympatyczni. Uczestników nie traktowano jak bydło, wiedzieliśmy dokładnie co mamy robić i kiedy. Prowadzący jest bardzo wyluzowany, widać, że lubi swoją pracę. Można z nim spokojnie zagadać a nawet sprzedać mu własne pytanie (jak zrobił to np. Andrzej).

 

Warto było się przekonać na co mnie stać i dowiedzieć czegoś nowego o sobie.

 

Zgodnie z regulaminem następny raz mogę spróbować za trzy lata.

 

Tym razem zgarnę główną nagrodę!

11 komentarzy:

  1. Świetnie opisane, sam kiedyś myślałem o zgłoszeniu się :) Co tam nagrody, Pana Sznuka poznać to zaszczyt :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)

      Rzeczywiście, pan Sznuk to super facet - nie wiem czy jest jeszcze ktoś na jego poziomie w TV.

      Usuń
  2. Brawo! Bardzo fajnie sie czytalo Twoj wpis, dzieki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i dobrze napisany artykuł. Fajnie, że ten program tak dobrze funkcjonuje również za kulisami. Powodzenia za 3 lata ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Myślę, że to jest klucz do sukcesu. Program jest robiony dla ludzi. I ludzie to czują :)

      Usuń
  4. a Pani Sylwia to taka petarda na żywo???!!! Przecież ten program ogląda się tlyko dla wręczenia nagród finalistom...:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny post:) Ej właśnie raz na jakiś czas robię sobie maraton 1 z 10 i ostatnio wyczaiłem, że w napisach końcowych nie ma Pani Sylwii!!! Czy ona na prawdę tak się nazywa?:P Czy jak Pan Sznuk mówi, że Pani Sylwia da nagrody, to ona mruczy pod nosem "Magda ku***":P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!

      Naprawdę nazywa się Sylwia. Wiem, ponieważ powtarzaliśmy nagranie wręczania nagród i realizator powiedział: "Sylwia, śmiało" czy coś takiego :)

      Usuń
  6. Mam pytanie. Pan Sznuk mówił, że karencja wynosi 4 lata a pan pisze, że 3, więc jak to jest naprawdę?

    OdpowiedzUsuń