Historia Polski w 10 prostych krokach - Krok 1.

Całość możesz przeczytać pod tym linkiem.

Gorąca krew Polan

Polanie byli twardsi i sprytniejsi niż przeciętne misie z innych plemion. Najeżdżali sąsiadów, palili małe grody a na ich miejscu budowali swoje – większe. W ten sposób zajęli całą dzisiejszą Wielkopolskę i zaczęli wyprawiać się coraz dalej. Co ich napędzało? Co sprawiło, że ich władcy nie zapisali się w historii jedynie, jako wykarczowani przez Niemców poganie?

Otóż – Polanie byli mężczyznami z krwi i kości. Pełnymi namiętności i ognia, który zagrzewał przyjaciół do boju a serca wrogów spalał strachem.

Żona Mieszka - Dobrawa
 Prawdziwym facetem był na przykład Mieszko. Nie było takie oczywiste, że to właśnie on musi być księciem (tak właśnie myślał niejaki Popiel i skończył marnie). Na początku zbudował autorytet wśród swojej załogi. Ci, którzy wyprawiali się z nim na wyprawy wojenne wracali z największymi łupami. Spryt i siła fizyczna zapewniły mu szacunek swojej drużyny. Szybko podbił Mazowsze, Śląsk i Pomorze. Państwo pogańskiego Mieszka stało się łakomym kąskiem dla niemieckiego Cesarstwa. Wtedy spryciarz z Gniezna pokazał Niemcom środkowy palec i ożenił się z czeską księżniczką. Rok później był już ochrzczony a Polacy stali się równorzędnym partnerem politycznym reszty młodej Europy.

O znaczeniu chrztu w tamtym okresie może świadczyć popularna w tym czasie historia o księciu Czech, Bożywoju. Kiedy zaproszono go pewnego dnia na ucztę do sąsiedniego, już ochrzczonego księstwa, nie pozwolono zasiąść mu wraz z resztą gości przy stole. Stał przy drzwiach i jadł resztki ze stołu, razem z psami. Następnego dnia z rana przyjął chrzest i tego wieczoru jadł już z innymi jak równy z równym. Kronikarz oczywiście historyjkę podkoloryzował, ale wymowa jest oczywista.

Mieszko przyjmując chrzest wykazał się nie lada sprytem. Wiedział, że struktura kościoła pozwoli mu kontrolować państwo lepiej niż stałe objeżdżanie granic. Nie bez znaczenia był też prestiż za granicą.
Żeby pokazać jego geniusz warto przytoczyć jedno wydarzenie. Pewnego dnia Mieszko został wezwany na dywanik do cesarzowej, razem z innymi książętami z okolicy. Jej kilkuletni synek, przyszły cesarz, dostawał prezenty od wszystkich przybyłych. A to palec św. Wita, a to rubinek a to inne cacko. Mieszko przebił wszystkich i w prezencie dał malcowi… wielbłąda! Jak myślicie, którego sąsiada malec zapamiętał najlepiej?
Dość powiedzieć, że niemieccy kronikarze nazywali go Przyjacielem Cesarza a na dworze cesarskim był traktowany na równi z innymi książętami niemieckimi. 

Jego syn, Bolesław, którego okrzyknięto Starym Wszetecznikiem, nie miał już tak dobrej prasy. Może i wszetecznik, może i grubas – ale pierwszy polski król. Wyrwał Czechom Kraków i zaprosił do Polski cesarza (Ottona – tego od wielbłąda!). Młody władca przyjechał do Gniezna na grób swojego kumpla – Wojciecha, który zginął w czasie nawracania Prusów (fot. obok). Impreza musiała być przednia, bo Niemiec zaocznie koronował Bolka na króla i potwierdził założenie biskupstw w 4 polskich miastach (m.in. w Kołobrzegu).  Od tego czasu Bolesław poczynał sobie jak król a swoją ziemię traktował jako królestwo. Korona przyjechała dopiero po 25 latach, ale przez ten czas nikt od Odry po Krym nie miał wątpliwości kto rządzi na dzielni. Bolesław nie tylko trzymał kraj silną ręką, ale na krótki czas zajął też Czechy i Kijów. Przez tysiąc lat mieliśmy tylko dwóch królów z przydomkiem „Śmiały”. Bolek był jednym z nich.
Jego syn, Mieszko, nie był już takim kozakiem. Zdążył wprawdzie założyć koronę, ale jednoczesny atak Niemiec i Rusinów zmusił go do ucieczki do Czech (a ci, kochani sąsiedzi, pozbawili go pewnej newralgicznej części ciała związanej z prokreacją…). Ta zbrodnia była jednak niczym w zestawieniu z popisem jego żony. Ta bowiem wywiozła do rodziny w Niemczech królewską koronę i oddała cesarzowi w zamian za schronienie.

Tymczasem w kraju w czasie bezkrólewia poganie poczynali sobie raźno, a czeski książe przybył z przyjacielską wizytą, po której w Gnieźnie nie ostał się kamień na kamieniu. Cesarzowi Niemiec nie spodobało się kozaczenie Czecha i wysłał do ocalałego z najazdu Pepików Krakowa, syna Mieszka – Kazimierza. W prezencie dorzucił 500 ciężkozbrojnych, którzy migiem zaprowadzili porządek a młody książe mógł zabrać się do odnowy kraju (stąd przydomek – Odnowiciel). Ponieważ w Gnieźnie po ruinach skakały sarenki, dwór przeniósł się do Krakowa (na najbliższe 600 lat). 

Syn Kazimierza dostał imię po pradziadku i poczuł w sobie gorącą krew Piastów. Osadzał władców na ruskich i czeskich tronach, miał też bardzo dobre relacje z Węgrami. W tym czasie w Europie w najlepsze trwał spór pomiędzy cesarzem a papieżem (w dużym skrócie, chodziło o to kto rządzi cywilizowanym światem). Bolesław wziął stronę Rzymu co przyniosło mu wkrótce koronę! Jak już wiemy, ten okrągły kawał złota w tamtym czasie dawała prestiż – ale pozwalał też np. mianować biskupów.

Tak jak pradziadek, Bolek nie był człowiekiem, który szedł na kompromisy, co kiepsko skończyło się dla biskupa Stanisława z Krakowa. W burzliwej wymianie zdań udział wzięło kilka mieczy, a poćwiartowany ksiądz został 200 lat później świętym. Śmiałego króla (to drugi, z tych Śmiałych) wypędzono po tej akcji z kraju na Węgry. Do Polski nigdy nie wrócił…

Ktoś może zapytać: Jak to – taki śmiały i do tego król, a dał się wypędzić z własnego królestwa?! Dobre pytanie. Może rycerstwo było już zmęczone ciągłymi wojnami, a może w całej akcji maczał palce brat Bolesława, Władysław? Choć ten był z kolei doskonałym przykładem ciapy. Przez całe rządy siedział w ukochanym Płocku, a w jego zastępstwie krajem rządził niejaki Sieciech. Facet był na tyle zuchwały, że wybijał własne pieniądze. To tak, jakby dziś w obiegu pojawiły się banknoty Narodowego Banku Pcimskiego. Mało tego – postanowił też pozbyć się synów Władysława. Część rycerzy wzięła stronę następców tronu a w kraju wybuchła wojna domowa. Władysław nad wojaczkę przedkładał łowienie szczupaków w Wiśle, więc prędko podzielił państwo między synów, przepędził Sieciecha i liczył na spokojną starość.

Po lewej - kościół św. Andrzeja w Krakowie, ufundowany przez Sieciecha.

Jeszcze ciało poczciwca dobrze nie ostygło, a synkowie zaczęli wojną o schedę po ojcu. Bolesław (tak jest, to już trzeci!) po długich walkach przejął tron i na zgodę zaprosił starszego Zbigniewa do siebie, na przysłowiowy kufel piwa. Braciszek zachowywał się jednak jak zwycięzca, a w Bolesławie odezwała się ognista krew Polan. Pozbawił brata obydwu oczu, a ten wkrótce przeniósł się na łono Abrahama. Być może stąd przydomek księcia – Krzywousty, czyli – nie przymierzając – łgarz.
 
Rządy trzeciego Bolesława pełne były wojen o Pomorze. Książę wyprawiał się też i na Węgry. Częste wyprawy (zwłaszcza do naszych Bratanków) sprawiły, że pod koniec panowania nie miał zbyt wielu przyjaciół za granicą. Bolesław znał przysłowie, które mówi, że głupi człowiek uczy się swoich błędach, a mądry na cudzych. Znał też historię swoich przodków (na jego dworze powstała pierwsza polska kronika!) i wiedział, że Polska nie oprze się jednoczesnemu atakowi z zachodu i wschodu. Zdecydował się zatem zostać wasalem cesarza Niemiec. Na pociechę można powiedzieć, że na dworze cesarskim potraktowano go wyjątkowo. Bolesław w czasie uroczystości niósł przed cesarzem jego miecz – był to zaszczyt, którego dostępowali tylko nieliczni książęta.

Bolesław miał 5 synów, a pamiętał jaka zawierucha opanowała kraj w latach jego młodości, choć on miał tylko jednego brata. Żeby zapobiec kolejnej wojnie domowej, spisał testament. Podzielił w nim Polskę na dzielnice, które pokrywały się mniej więcej z terenem danych plemion. Małopolska i Kraków była dzielnicą, która należeć miała do najstarszego Piasta w kraju. On, jako książe zwierzchni, miał sprawować pieczę nad całością państwa Polan, Polski.

Gdy ostatnia świeca dopaliła się nad trumną krzywoustego księcia, dokumenty schowano do skrzyń, a z
pochew wyjęto miecze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz