Na początku był orzeł…
Człowiek jest istotą przekorną.
I chociaż Bóg zakręcił
kulą ziemską z zachodu na wschód, od wieków nasi przodkowie podróżują w
dokładnie odwrotnym kierunku. Tym,
którzy szli zgodnie z mechaniką nieba na drodze stawał śnieg i ogień. Wprawdzie
byli tacy, którym ta podróż się udała, ale ci w większości spędzają dziś czas
popijając whisky w rezerwatach.
Wędrówka ludów dotknęła
też naszych ziemi. I tak, celtyccy druidzi obcinali jemiołę ze śląskich
jesionów, w Sanie kąpieli zażywali Wandalowie a gdańskie plaże deptały grupki
Gotów.
Słowianie przybyli nad
Wisłę dopiero po nich. Przywędrowali ze wschodu, z terenów dzisiejszej Ukrainy.
Choć mówili podobnym językiem i wierzyli w tych samych bogów, dzielili się na
mniejsze i większe plemiona. Warto zapamiętać dwa – Wiślan z okolic Krakowa i
Polan z okolic Gniezna.
Przed tymi dwoma szczepami
los położył szansę na zapisanie się w podręcznikach historii. Wojowniczy
wiślański książę został podbity przez przodków Czechów.
Za to Polanie…
Wersja PDF
Wersja MOBI
Gorąca krew Polan
Polanie byli twardsi i sprytniejsi niż
przeciętne misie z innych plemion. Najeżdżali sąsiadów, palili małe grody a na
ich miejscu budowali swoje – większe. W ten sposób zajęli całą dzisiejszą
Wielkopolskę i zaczęli wyprawiać się coraz dalej. Co ich napędzało? Co
sprawiło, że ich władcy nie zapisali się w historii jedynie, jako wykarczowani
przez Niemców poganie?
Otóż – Polanie byli mężczyznami z krwi i
kości. Pełnymi namiętności i ognia, który zagrzewał przyjaciół do boju a serca
wrogów spalał strachem.
Żona Mieszka - Dobrawa |
Prawdziwym facetem był na przykład Mieszko.
Nie było takie oczywiste, że to właśnie on musi być księciem (tak właśnie
myślał niejaki Popiel i skończył marnie). Na początku zbudował autorytet wśród
swojej załogi. Ci, którzy wyprawiali się z nim na wyprawy wojenne wracali z
największymi łupami. Spryt i siła fizyczna zapewniły mu szacunek swojej drużyny.
Szybko podbił Mazowsze, Śląsk i Pomorze. Państwo pogańskiego Mieszka stało się
łakomym kąskiem dla niemieckiego Cesarstwa. Wtedy spryciarz z Gniezna pokazał
Niemcom środkowy palec i ożenił się z czeską księżniczką. Rok później był już
ochrzczony a Polacy stali się równorzędnym partnerem politycznym reszty młodej
Europy.
O znaczeniu chrztu w tamtym okresie może
świadczyć popularna w tym czasie historia o księciu Czech, Bożywoju. Kiedy
zaproszono go pewnego dnia na ucztę do sąsiedniego, już ochrzczonego księstwa,
nie pozwolono zasiąść mu wraz z resztą gości przy stole. Stał przy drzwiach i
jadł resztki ze stołu, razem z psami. Następnego dnia z rana przyjął chrzest i
tego wieczoru jadł już z innymi jak równy z równym. Kronikarz oczywiście
historyjkę podkoloryzował, ale wymowa jest oczywista.
Mieszko przyjmując chrzest wykazał się nie
lada sprytem. Wiedział, że struktura kościoła pozwoli mu kontrolować państwo
lepiej niż stałe objeżdżanie granic. Nie bez znaczenia był też prestiż za
granicą.
Żeby pokazać jego geniusz warto przytoczyć
jedno wydarzenie. Pewnego dnia Mieszko został wezwany na dywanik do cesarzowej,
razem z innymi książętami z okolicy. Jej kilkuletni synek, przyszły cesarz,
dostawał prezenty od wszystkich przybyłych. A to palec św. Wita, a to rubinek a
to inne cacko. Mieszko przebił wszystkich i w prezencie dał malcowi… wielbłąda!
Jak myślicie, którego sąsiada malec zapamiętał najlepiej?
Dość powiedzieć, że
niemieccy kronikarze nazywali go Przyjacielem Cesarza a na dworze cesarskim był
traktowany na równi z innymi książętami niemieckimi.
Jego syn, Bolesław, którego
okrzyknięto Starym Wszetecznikiem, nie miał już tak dobrej prasy. Może i wszetecznik,
może i grubas – ale pierwszy polski król. Wyrwał Czechom Kraków i zaprosił do
Polski cesarza (Ottona – tego od wielbłąda!). Młody władca przyjechał do
Gniezna na grób swojego kumpla – Wojciecha, który zginął w czasie nawracania
Prusów (fot. obok). Impreza musiała być przednia, bo Niemiec zaocznie koronował
Bolka na króla i potwierdził założenie biskupstw w 4 polskich miastach (m.in. w
Kołobrzegu). Od tego czasu Bolesław
poczynał sobie jak król a swoją ziemię traktował jako królestwo. Korona przyjechała
dopiero po 25 latach, ale przez ten czas nikt od Odry po Krym nie miał
wątpliwości kto rządzi na dzielni. Bolesław nie tylko trzymał kraj silną ręką,
ale na krótki czas zajął też Czechy i Kijów. Przez tysiąc lat mieliśmy tylko
dwóch królów z przydomkiem „Śmiały”. Bolek był jednym z nich.
Jego syn, Mieszko, nie był już takim
kozakiem. Zdążył wprawdzie założyć koronę, ale jednoczesny atak Niemiec i
Rusinów zmusił go do ucieczki do Czech (a ci, kochani sąsiedzi, pozbawili go pewnej
newralgicznej części ciała związanej z prokreacją…). Ta zbrodnia była jednak
niczym w zestawieniu z popisem jego żony. Ta bowiem wywiozła do rodziny w
Niemczech królewską koronę i oddała cesarzowi w zamian za schronienie.
Tymczasem w kraju w czasie bezkrólewia
poganie poczynali sobie raźno, a czeski książe przybył z przyjacielską wizytą,
po której w Gnieźnie nie ostał się kamień na kamieniu. Cesarzowi Niemiec nie
spodobało się kozaczenie Czecha i wysłał do ocalałego z najazdu Pepików
Krakowa, syna Mieszka – Kazimierza. W prezencie dorzucił 500 ciężkozbrojnych,
którzy migiem zaprowadzili porządek a młody książe mógł zabrać się do odnowy
kraju (stąd przydomek – Odnowiciel). Ponieważ w Gnieźnie po ruinach skakały
sarenki, dwór przeniósł się do Krakowa (na najbliższe 600 lat).
Syn Kazimierza dostał imię po pradziadku i
poczuł w sobie gorącą krew Piastów. Osadzał władców na ruskich i czeskich
tronach, miał też bardzo dobre relacje z Węgrami. W tym czasie w Europie w
najlepsze trwał spór pomiędzy cesarzem a papieżem (w dużym skrócie, chodziło o
to kto rządzi cywilizowanym światem). Bolesław wziął stronę Rzymu co przyniosło
mu wkrótce koronę! Jak już wiemy, ten okrągły kawał złota w tamtym czasie
dawała prestiż – ale pozwalał też np. mianować biskupów.
Tak jak pradziadek, Bolek nie był
człowiekiem, który szedł na kompromisy, co kiepsko skończyło się dla biskupa
Stanisława z Krakowa. W burzliwej wymianie zdań udział wzięło kilka mieczy, a poćwiartowany
ksiądz został 200 lat później świętym. Śmiałego króla (to drugi, z tych
Śmiałych) wypędzono po tej akcji z kraju na Węgry. Do Polski nigdy nie wrócił…
Ktoś może zapytać: Jak to – taki śmiały i do tego król, a dał się wypędzić z własnego
królestwa?! Dobre pytanie. Może rycerstwo było już zmęczone ciągłymi
wojnami, a może w całej akcji maczał palce brat Bolesława, Władysław? Choć ten
był z kolei doskonałym przykładem ciapy. Przez całe rządy siedział w ukochanym
Płocku, a w jego zastępstwie krajem rządził niejaki Sieciech. Facet był na tyle
zuchwały, że wybijał własne pieniądze. To tak, jakby dziś w obiegu pojawiły się
banknoty Narodowego Banku Pcimskiego. Mało tego – postanowił też pozbyć się
synów Władysława. Część rycerzy wzięła stronę następców tronu a w kraju
wybuchła wojna domowa. Władysław nad wojaczkę przedkładał łowienie szczupaków w
Wiśle, więc prędko podzielił państwo między synów, przepędził Sieciecha i
liczył na spokojną starość.
Po lewej - kościół św. Andrzeja w Krakowie, ufundowany przez Sieciecha.
Jeszcze ciało poczciwca dobrze nie
ostygło, a synkowie zaczęli wojną o schedę po ojcu. Bolesław (tak jest, to już
trzeci!) po długich walkach przejął tron i na zgodę zaprosił starszego
Zbigniewa do siebie, na przysłowiowy kufel piwa. Braciszek zachowywał się
jednak jak zwycięzca, a w Bolesławie odezwała się ognista krew Polan. Pozbawił
brata obydwu oczu, a ten wkrótce przeniósł się na łono Abrahama. Być może stąd
przydomek księcia – Krzywousty, czyli – nie przymierzając – łgarz.
Rządy trzeciego Bolesława pełne były wojen
o Pomorze. Książę wyprawiał się też i na Węgry. Częste wyprawy (zwłaszcza do
naszych Bratanków) sprawiły, że pod koniec panowania nie miał zbyt wielu
przyjaciół za granicą. Bolesław znał przysłowie, które mówi, że głupi człowiek uczy się swoich błędach, a
mądry na cudzych. Znał też historię swoich przodków (na jego dworze
powstała pierwsza polska kronika!) i wiedział, że Polska nie oprze się
jednoczesnemu atakowi z zachodu i wschodu. Zdecydował się zatem zostać wasalem
cesarza Niemiec. Na pociechę można powiedzieć, że na dworze cesarskim
potraktowano go wyjątkowo. Bolesław w czasie uroczystości niósł przed cesarzem
jego miecz – był to zaszczyt, którego dostępowali tylko nieliczni książęta.
Bolesław miał 5 synów, a pamiętał jaka
zawierucha opanowała kraj w latach jego młodości, choć on miał tylko jednego
brata. Żeby zapobiec kolejnej wojnie domowej, spisał testament. Podzielił w nim
Polskę na dzielnice, które pokrywały się mniej więcej z terenem danych plemion.
Małopolska i Kraków była dzielnicą, która należeć miała do najstarszego Piasta
w kraju. On, jako książe zwierzchni, miał sprawować pieczę nad całością państwa
Polan, Polski.
Gdy ostatnia świeca dopaliła się nad
trumną krzywoustego księcia, dokumenty schowano do skrzyń, a z
pochew wyjęto
miecze.Wersja MOBI
Czas świętych i zdrajców
Rzeczywiście, XII i XIII wiek obfituje w bohaterów i zdrajców, pogańskie najazdy i wojny domowe. Pojawiają się wtedy postacie święte i przewrotne, heroiczni obrońcy cywilizacji i tchórze uciekający z pola walki. Ogrom dat, bitew, postaci - i historyczka zmuszająca do wykucia materiału na blachę.
A pies jej mordę lizał!
Bez kozery powiem, że to mój ulubiony okres w historii Polski. Może właśnie dlatego, że nikt nie kazał mi się uczyć nazwisk wszystkich wojewodów krakowskich i podsędków sieradzkich.
Ale zacznijmy od początku...
Zaczęło się, jak to zwykle bywa, od kobiety.
Na mocy testamentu Krzywoustego, księciem Krakowa (i Śląska) był jego najstarszy syn, Władysław. Reszta braci rządziła spokojnie w swoich księstwach i wszyscy żyliby długo i szczęśliwie, gdyby nie Agnieszka, żona Władka. Nie dość, że Niemka, to chciwa. Wyśmiewała męża, nazywając go "półmężem" i narzekała, że inne księżne taplają się w Bałtyku albo hasają po mazowieckich lasach. A ona tylko Kraków i Kraków.
I tak zaczęła się wojna pomiędzy braćmi.
Władysława wygnano razem z żoną i synami. Ci ostatni wrócili po jakimś czasie na Śląsk, który należał im się po ojcu jak psu kość.
Zwykle okres rozbicia ogląda się przez pryzmat Krakowa i po kolei omawia kolejnych książąt, którzy posadzili tyłek na wawelskim tronie. Ma to jakiś sens. Ja pozwolę sobie olać władców i skreślić dwa zdania o tym co ciekawego działo się przez te 200 lat.
Rozbicie dzielnicowe miało kilka dobrych stron. Poszczególni książęta, w zależności od swoich ambicji i możliwości, starali się umocnić własne księstwo, upiększyć swoje siedziby i pozostawić świadectwo mądrego panowania. Dzięki temu rozbudowywały się miasta takie jak Płock, Wrocław czy Poznań. Dwór każdego księcia był ośrodkiem kultury. Przybywali nań rycerze z Rzeszy i Francji, wędrowni bardowie opiewali czyny króla Artura i roznosili po całym księstwie opowieści o walkach krzyżowców w Ziemi Świętej.
Władcy fundowali klasztory, które stawały się centrami kulturalno-oświatowymi. Dzięki kolonizacji zasiedlano niewykorzystane dotąd tereny. Osadnicy z zachodu przynosili ze sobą nowe narzędzia i techniki uprawy. Upowszechnienie trójpolówki pozwoliło osiągnąć nadwyżki żywnościowe, które przyspieszyły rozwój miast.
Książęta nadawali też ziemię rycerstwu, które zakładało własne wsie. W XIII w. utrwaliła się hierarchia społeczna złożona z rycerstwa, duchowieństwa, mieszczan i chłopów. Dwa pierwsze stany – dzięki nadaniom czynionym przez książąt – zyskiwały coraz większy wpływ na sytuację polityczną w ich dzielnicach. Nad Wisłą zaczynały kiełkować pierwsze ziarenka „społeczeństwa obywatelskiego”.
Ale
nie było wcale tak różowo. Książęta dzielili swoje ziemie pomiędzy synów,
którzy dzielili je pomiędzy swoich synów itd. itd. itd. Taki Władysław Łokietek
na początku swojego panowania władał terenem o powierzchni 3 tys km2.
To mniej więcej tyle co dziś powiat białostocki.
Małe
piastowskie księstwa nie odgrywały pierwszych ról w polityce europejskiej.
Czasy, w których Bolesław Chrobry zajmował Kijów i Pragę odeszły w zapomnienie.
Pierwszoplanową rolę w Europie Środkowej zajęły teraz Czechy i Węgry. Piastowie
zawierali sojusze z jedną bądź drugą stroną. Nierzadko na polu bitwy walczyli w
różnych obozach przeciwko sobie nawzajem.
Jak widać, działo się. I nie tylko u nas, bo podobne rozbicia były w całej Europie. Mógłbym rozpisywać się o ciekawostkach, o porwaniach braci, skrytobójstwach i listach do papieża, w których książę tłumaczy niemożność udania się na krucjatę, bo w Ziemi Świętej nie ma piwa. A bez tego - jak wiadomo - żyć nie sposób!
I może kiedyś to zrobię.
Ale póki co, polecam lekturę na koniec wakacji. Książkę, przy której Gra o
tron jest jak Ania z Zielonego Wzgórza. Powieść czerpiącą pełnymi garściami z
naszej, piastowskiej historii.
Jestem w połowie drugiego tomu i daję słowo - to jedna z najlepszych książek
jakie miałem w dłoniach. A miałem ich trochę.
Przyjemnej lektury!
Ciekawie pisane :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
OdpowiedzUsuń