Anty-credo reklamowego ateisty

Nigdy, przenigdy nie kliknąłem na żaden migoczący baner, ruchomy obrazek czy inny latający po ekranie koprolit. 
Nienawidzę tej formy reklamy i tylko dobre wychowanie sprawia, że nie ciskam bluzgów za każdym razem, gdy przeglądaną stronę zasłoni mi nowe bmw albo goła baba w wysadzanych diamentami figach.

Czy naprawdę ktoś uważa, że ciskając we mnie tym badziewiem zachęci mnie do kupna czegokolwiek?
To tak, jakbym idąc po ulicy rzucał w ludzi ulotkami. Sukces gwarantowany.


Bardziej zaśmieconym reklamami miejscem niż cyberprzestrzeń jest chyba tylko nasza Stolica.
Ale miejsce tak naprawdę nie ma znaczenia. Tak w realu jak i w sieci reklama budzi we mnie jedno uczucie: wstręt. Traktuję ją jak kożuch na świeżo ugotowanym mleku, jak plamę na okularach albo kawałek "baraniny" między zębami. Pozbywam się tego i nie wracam do tematu.

Koleżanka pracująca w tej branży stwierdziła, że jestem świadomym konsumentem więc reklama nie ma na mnie istotnego wpływu.
Pewnie jestem.

Ale wydaje mi się, że zachodzi tu inna prawidłowość. I to nie tylko w moim przypadku.
Ja po prostu nie wierzę. 
A zamiast "ja" mogę napisać "my".

Nie wierzymy, że w wędlinie jest 100% mięsa a w soku 100% owoców i 0% cukru. Nie wierzymy, że dezodorant wyleczy nas z pocenia się. Nie wierzymy w wybielającą moc pasty do zębów, odświeżającą moc gumy do żucia i odplamiającą moc odplamiacza. Nie damy wiary bankom, które obiecują nam prezenty, aktorom, którzy wciskają nam kredyty i kucharzom, którzy reklamują obiady 4,50 zł za osobę. Żaden lekarz nie wmówi mi, że moje życie będzie lepsze jeśli zjem 1 kg magnezu, popiję to syropem na kaszel i wyssę 100 sztuk pastylek na ból gardła. Nie obchodzi nas psychiatra, który wmawia nam depresję, stres i przemęczenie, po czym obiecuje ukoić nasze skołatane nerwy suplementem diety. I do cholery nie mamy problemów z prostatą, oddawaniem moczu i nie potrzebujemy powiększać sobie czegokolwiek w dwa tygodnie!

My, czyli ludzie dla których internet nie jest wakacyjnym kurortem odwiedzanym raz do roku, ale drugim (jeśli nie pierwszym) domem. Pokolenie Y.

Nie jestem specem od reklamy, ale dam głowę, że ludki które tam siedzą czerpią ze wzorców sprzed kilkunastu lat. Ktoś kiedyś wymyślił, że ładny obrazek i gładki tekścik zachęci ludzi do kupienia proszku do prania. I pewnie tak było, kiedy reklamę oglądała moja Mama.
Ale, z całym szacunkiem dla wszystkich mam świata, jak widzę Hajzera wbijającego do mieszkania i piorącego brudną koszulinę jakiejś pani, to zamiast o kupnie danego proszku myślę o tym gdzie jest "X" wyłączający okienko. 
To na mnie nie działa, bo nie wierzę Hajzerowi.
Nie wierzę też Krasnalowi z Coca Coli, wszystkim pseudo-lekarzom polecającym painkillersy i kierowcom rajdowym używającym "tylko tego oleju napędowego".

Ale nie tylko im.
Nie wierzę lekarzom, policjantom i urzędnikom. Na polityka głosuję nie dlatego, że ufam w to co mówi, ale ze strachu przed wygraną jego "przeciwnika". Nie wierzę telewizji, nie ufam wiadomościom ani serwisom informacyjnym w necie (zależnym, niezależnym - z prawa i z lewa).


Nie wierzę tak w prognozy gospodarcze jak i recenzje filmowe, opinie "niezależnych" ekspertów i zapowiedzi pogodowe.

Na wszystko patrzę cynicznym okiem. Resztką zaufania jakie mi pozostało obdarzam najbliższych, rodzinę i przyjaciół. Kiedy jadę na wakacje nie sugeruję się banerem jakiegoś hotelu ale pytam o opinię znajomych, którzy tam byli. Kupując odkurzacz nie przeglądam reklam między serialami na Polsacie tylko zasięgam rady znanych mi posiadaczy sprzętu.

Promień ludzi, którym ufam jest dosyć krótki. I na pewno nie sięga Michała Wiśniewskiego (proponującego kredyt śpiewając jednocześnie o filiżance, z kołtunem na głowie).

Myślę, że ten brak zaufania cechuje - w różnym stopniu - całe pokolenie urodzone na przełomie lat 80-tych i 90-tych. A nasze młodsze rodzeństwo i dzieci nie będzie ufało już nikomu i niczemu.

Skąd wziął się ten brak zaufania?
a przynajmniej - skąd wziął się u mnie...)

Odpowiedź w następnym poście.

3 komentarze:

  1. głębia myśli porusza mnie bardzo. dziękuje za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  2. wciągnęło nas...;) czekamy na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń