O Allahu i Apokalipsie w centrum handlowym

Chodzi człowiek za prezentami i wycierami posadzki w centrach handlowych.

Dziki tłum obmacuje błyskotki i przerzuca ciuchy w h&m-ach, stoi w tasiemcowych kolejkach po czisburgera i małe frytki, oblepia ruchome schody.

Te molochy stojące na gigantycznych areałach stały się, co by nie mówić, punktem do których lud pracujący  tak Woli jak i Ochoty ciągnie codziennie wieczorami. Dla gimbazy to miejsce na wagary, dla studentów magazyn żarcia i rozrywki a dla emerytów... właściwie nie mam pojęcia czego oni tam szukają.

Tak się składa, że przez okres studiów pracowałem w 4 takich centrach handlowych. Właściwie 3 i pół. I chociaż na pierwszy rzut oka wszystkie one wydają się takimi samymi bazarkami z zadaszeniem, to każde z tych miejsc ma swoją specyfikę.

Wileniak

 

Jak przez mgłę pamiętam czasy, kiedy na Wileńskiej nie było jeszcze Carrefoura. Przemykaliśmy szybko po peronie trzymając z bratem ojca za ręce.

Potem trzymałem nóż i cebulę. I poznałem Wileniaka od "kuchni".
Na 1. piętrze część gastronomiczna rozciąga się po obydwu stronach korytarza. Z zewnątrz każda "restauracja" ma swoją oddzielną przestrzeń, ale od tyłu wszystkie lokale są połączone wspólnym zapleczem. Stanowi ono swego rodzaju przestrzeń socjalną dla pracowników tamtejszych knajp. Ja pracowałem pomiędzy chińczykiem a arabami.W chińczyku pracowali sami Polacy, natomiast u araba - sami arabowie.

Pamiętam jak któregoś dnia wynosząc dwa worki śmieci natknąłem się na zapleczu na dwóch panów o śniadej karnacji. Przycupnęli sobie na podłodze i trzymają głowy przy ziemi. Myślę: "Pewnie coś zgubili i szukają...". A że poczciwa ze mnie dusza, schylam się razem z nimi i zaglądam pod wielką lodówę na mięso do kebaba.
Dopiero po chwili załapałem, że panowie rozmawiają z Allachem.
Tak poznałem Omara. I kilka arabskich niecenzuralnych słów.

 

Tesco - Kabaty

 

To jest właśnie to "pół". Dawniej HIT, teraz Tesco.
Eh, to były wakacje.
Któregoś dnia wysłano mnie razem z dwoma chłopakami do ogromnego blaszanego magazynu stojącego na tyłach sklepu. Pod sufit leżały tam poupychane rolki z taśmą z kas fiskalnych i co lepsze - książki skarg i zażaleń.

Podczas gdy koledzy ucinali sobie kilkugodzinną drzemkę, ja oddawałem się lekturze.
Na podstawie tych wpisów możnaby napisać całą historię rodzących się Kabat.
Niektóre teksty zapamiętałem do dziś

Moja córka została przejechana ręcznym wózkiem widłowym. Żądam odszkodowania za straty materialne i psychiczne.

Po dziale spożywczym grasują myszy. 

Wasz sok grejfrutowy ma taki sam kolor jak płyn do prania i kostka toaletowa. Smakuje też podobnie.

Któregoś dnia natrafiłem też na stronę do której ktoś taśmą klejącą przykleił 2 rozlane baterie AA. Cała kartka poplamiona ale widać było jeszcze napis : 

Te baterie kupiłem na dziale RTV. Po 15 minutach pracy baterie wylały niszcząc mój walkman. Domagam się zwrotu kosztów zakupu baterii i nowego walkmana. Adres: ........

A jak wspomnę piwko w lasku kabackim, kiełbaskę z grilla czy fotkę dyrektora Tesco w mycce na recepcji... łezka się w oku kręci.

Arkadia

 

Największe centrum handlowe w Europie wschodniej stało się już celem wycieczek zagranicznych turystów. W Informacji Turystycznej w PKiN sympatyczna pani wyśle młodego Peruwiańczyka do MPW, na Stare Miasto i właśnie do Arkadii. Serio.

Spędziłem tam tylko miesiąc, za to bardzo intensywny. Chociaż, ze wszystkich miejsc to wspominam najgorzej. Ludzie zadufani, same bufony i człowiek nie ma do kogo ust otworzyć (a dla mnie to, panie, tortura...). 

Najśmieszniejsi są ochroniarze w Carrefourze. 
Widziałem raz jak dwój gimbusów zrobiło ich w konia.
Młoda dziewczyna w kusej spódniczce przechodziła przez bramkę sklepu grzebiąc w przepastnej portmonetce. Jeden nieszczęśliwy krok, potknięcie i już deszcz groszy posypał się z sakiewki wprost pod nogi ogorzałego ochroniarza w zbyt dużej marynarce. Ten, jak etos rycerski każe, jął się zbierania moniaków. Schylony nad groszówkami nie zauważył nawet kiedy przez bramki wyleciał jak z procy chyży chłopak ściskający w jednej dłoni jakieś nieduże pudełko. Kiedy stróż porządku, zaalarmowany sygnałem bramki, uniósł głowę, chłopak mijał już pocztę i dopadał drzwi wyjściowych. Zaaferowani przechodnie nie zauważyli nawet kiedy i gdzie przepadła dziewczyna wraz ze swoją dziurawą portmonetką.
Robota czysta niczym u szpicbródki.

Złote Tarasy

 

Tu byłem from the very beginning. Pracowałem na weekendy, tuż pod pofalowanym dachem, który zdaniem projektanta przypomina kołyszący się na wietrze las. Ta, jasne. Las.

Przez pierwszych kilka miesięcy w całym centrum nie działała instalacja gazowa. Dlatego na początku nie czynne było KFC czy McDonald. Inni radzili sobie elektrycznymi piecykami, grillami etc. 
Jak ktoś zna się trochę na prądzie, to szybko domyśli się, że korki strzelały jak szalone. Ale - Polak potrafi.
Nie będę opisywał ze szczegółami jak radzono sobie z chłodzeniem korków. Starczy jeśli powiem, że mój widok na drabinie, przywiązującego kabel wentylatora do rury od gazu wzbudził mieszane uczucia w przechodzącym po korytarzu strażaku.
(wiem, że chłodzenie korków wiatraczkiem przypomina koszenie boiska żyletką, ale taki był rozkaz szefowej!)

Korki i tak strzelały średnio raz na godzinę. Czasem jednak było o wiele zabawniej. 

Na poziomie -1 działał wtedy nie Carrefour ale Albert. Kiedy system się przegrzewał (tak to sobie tłumaczyliśmy) na terenie marketu włączał się alarm przeciwpożarowy. A żeby było zabawniej, w tym samym czasie opadała żelazna krata zamykająca wejście do sklepu.
Apokalipsa. Ludzie wrzeszczą, biegną w stronę zamkniętego wyjścia, szarpią kratę i wyzywają ochroniarzy...
A ja ze stoickim spokojem dokupuję jogurt naturalny do sosu miętowego.



Mnóstwo historii z centrami handlowymi w tle siedzi mi jeszcze z tyłu głowy.
Każde z tych miejsc jest inne. Każde ma też coś wspólnego.

Kiedy następnym razem będziesz w jakimś centrum handlowym popatrz na nie jak na miasteczko, które przyjechałeś zwiedzić. Zobacz z jaką powagą przechadzają się ochroniarze, z minami strażnika Teksasu patrolujący swoje rewiry. Doceń panią z wózkiem naszpikowanym miotłami, spacerującą pomiędzy stosikami ze świątecznym badziewiem. 

I uśmiechnij się do dziewczyny przy kasie, gdy wyda ci resztę. 
A jeśli zabraknie jej grosik - niech sobie go zatrzyma. Na szczęście. 


2 komentarze: