Nad Treblinką i Modlinem żale

Raz na jakiś czas udaje mi się wyjechać za granicę.

Nie często, ale jednak. A kiedy już przerzucę tyłek za Odrę, Bug czy ponad Tatrami - zawsze ląduję w stolicach.
Czemu?

Nie wiem - może nie stać mnie/nie mam czasu np. na wycieczkę po Węgrzech, więc wybieram Budapeszt żeby poznać kulturę Madziarów w samym sercu ich kraju. I nie wydaje mi się, żebym był jakimś wyjątkiem.

Wszystkie portale turystyczne w stylu "TOP 10" wysyłają mnie do stolic (ok, Włochy się nie liczą:).
Gdybym był członkiem plemienia Mutombo z brakami w geografii Europy i zapragnął zwiedzić Stary Ląd, dowiedziałbym się, że stolicą Niemiec jest Berlin, Hiszpanii - Madryd, Czech - Praga a Polski - oczywiście Kraków.

Damm right.

Nie znajdziesz chłopie Warszawy w żadnym zestawieniu, na żadnym forum. Kraków, potem długo, długo nic i okazjonalnie Wrocław.

Nie chodzi o to, że nie lubię Krakowa. Uwielbiam go, o Jezu jak ja uwielbiam to miasto. No serio, aż czuję w pysku słony smak precla na sam dźwięk hejnału.

I nie ma co ukrywać, z tych 15 mln turystów którzy zabłądzą do Polski ponad połowa rzeczywiście ląduje pod Wawelem (tzn nie dosłownie).

I czemuż?

Niczego nie ujmując Krakusom, wydaje mi się, że ludzi przyciągają tam nie tylko średniowieczne kościoły i groby Jagiellonów. Sam Kraków jest piękny, ale jego bogactwo tkwi w... sąsiadach.

Rzut kamieniem do Wieliczki, niedaleko do Oświęcimia a zimą niemal pieszo można iść na narty. Z tymże nigdzie nie musisz chodzić - dowiozą cię meleksy albo podmiejskie pociągi. Busów do Zakopca jest masa a na wycieczkę do Wieliczki trafi nawet głuchoniemy Zulus. Wszystko pod ręką - przewodnicy czają się za każdym rogiem proponując spacery trasą żydowską, średniowieczną czy socrealistyczną.

Konia z rzędem temu, kto pokaże mi atrakcje na tym poziomie w okolicach Warszawy.
Gdzie ten biedny Zulus czy inny Chilijczyk ma iść? Do Otwocka nie trafi, w Modlinie się zgubi a w Żelazowej Woli nie ma nawet porządnego WC a co tu gadać o jakimś muzeum...

A jeśli jest już coś wartego zobaczenia, to albo nie ma jak dojechać, albo wiedzą o tym tylko tubylcy.

Dla jasności - wiem, że różnic pomiędzy oboma miastami jest wiele. Ale na zabytki nie ma co się licytować, na pamiątki po powstaniach narodowych również.

Zresztą, przeciętny turysta przyjeżdża zobaczyć miejsce, nie zabytek. W pamięci zostanie mu raczej Centrum Nauki Kopernik albo MPW, nie kamienica pod Murzynkiem czy pomnik Grota Roweckiego. A tych pierwszych przecież w stolicy nie brakuje.

Odległość też chyba nie jest argumentem, kiedy długość lotu z Europy Zachodniej do Krakowa i Warszawy różni się pewnie jakieś 30 min.

Moim zdaniem to przede wszystkim jedna sprawa - marka.
Zazdroszczę Krakowowi marki, którą wyrobił sobie za granicą. W hostelach w których byłem zawsze widziałem wizytówki i ulotki hosteli z Krakowa (i Wrocławia), nigdy z Warszawy.
Kiedy pytam ludzi przy kolacji czy śniadaniu "czy byli w Polsce?", odpowiadają zwykle "jeszcze nie, ale pewnie odwiedzę Kraków".

No jasne, bo czemu mają przyjechać do miasta, o którym nigdy nie słyszeli.

Wychodzę teraz na marudę i malkontenta.
I oczywiście nic nie poradzę, że pod Warszawą nie ma kopalni soli. (a w Treblince szumią sosny).

Jedyne co mogę zrobić, to traktować napotkanych cudzoziemców tak, jak sam chciałbym być potraktowany za granicą. (i nie wyrzucać papierków na ulicę).
To nie takie trudne, nie?

Przecież markę miasta (czyt. klimat) tworzą mieszkańcy.

Na koniec, polecam relację z wycieczki do Warszawy pewnego sympatycznego Chińczyka. Stolica oglądana skośnymi oczami wygląda całkiem sympatycznie, nawet w grudniu.


A krakowskim przewodnikom (i przewodniczkom) życzę jak najwięcej turystów.
Przy okazji - jakby ktoś szukał przewodnika to polecam blog koleżanki ze studiów: In love with Cracow (tam nawet blogi są dwujęzyczne, żeby ten biedny Zulus miał szansę poczytać, eh).



 

1 komentarz:

  1. Dziękuję :) Polecam się, polecam Kraków i muszę się zgodzić. Bardzo wiele osób, które oprowadzam, przyjeżdża do Krakowa, żeby zwiedzić Auschwitz, są też tacy, którzy wpadają tu "po drodze" do Auschwitz. I nie dotyczy to tylko wycieczek z Izraela. Ale na pocieszenie: z tych, którzy odwiedzili Warszawę, nikt jeszcze nie był zawiedziony :).

    OdpowiedzUsuń