Galicyjski smok i stołeczny małpiszon

To co mnie wnerwia w metrze to debilne filmiki na monitorkach.

Angielski z Goergem czy z innym Fredem, idiotyczne ciekawostki o somalijskich jaszczurkach i reklamy filmów w telewizji. No ludzie, co mnie obchodzi jaka komedia leci wieczorem w Polsacie. Jak będę chciał wiedzieć, kupię sobie tele-tydzień...

Ale nie wszystko jest do bani. Oprócz pogody, kursu walut czy newsów (wprawdzie z wybiórczej, ale zawsze) było też coś, co przyciągało uwagę wszystkich i nie było - moim zdaniem - szczytem debilizmu.

Cały wagon karnie podnosił patrzałki w górę i wślepiał się w monitorek kiedy dwójka z prawej pojawiała się na wizji.

Rzecz jasna, chodzi o Smoka Stefana i Franka.

Dobra, to było infantylne, dydaktycznie kulawe i technicznie ułomne.
Ale dam konia z rzędem każdemu, kto jadąc metrem nie japił się na każdy nowy odcinek.


Na początku byłem sceptyczny. W końcu Smok kojarzy mi się z jednym miastem. Myślałem sobie: "Jak to, galicyjski mądrala przyjechał pouczać stołecznego małpiszona?" Szybko jednak schowałem sobie lokalny nacjonalizm w buty i zostałem fanem serii stworzonej przez pana Michała Rudowskiego

Facet stworzył postać smoka, która miała ostrzegać przed nieuważnym wychodzeniem z metra. Finalnie, zamiast zielonego ludzika Metro wybrało białego, a smok trafił do kreskówki.
Teoretycznie, bajka była skierowana do dzieci i miała uczyć ich dobrego zachowania w komunikacji, dbania o środowisku etc. No genialnie, szkoda tylko, że metrem jeździ tyle dzieci co absolwentów filologii mercedesami.

Ale nic to, serial zyskał fanów wśród starszych - pojawił się nawet kanał na you tubie i fanpage na FB.

Dlaczego był super?
Przecież grafika toporna a "fabuła" ... delikatnie mówiąc, nie porywała.

Ale był nasz! 

Leciał w naszym metrze i próżno było szukać Stefana w krakowskich tramwajach czy poznańskich busach.
Wszyscy go oglądali, każdy w duchu myślał: "Stefan, stary łajdusie - masz rację!". Kiedy wracałeś zmordowany z zajęć miło było popatrzeć na coś innego niż notowania WIG 20.
Może teraz mitologizuję, ale myślę że ten głupi prosty filmik dawał ludziom (a przynajmniej mi) poczucie posiadania czegoś wspólnego.

Szkoda, że zrozumiałem to dopiero gdy  "zdjęli go z anteny".

Nie wiem co teraz robi pan Rudowski, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby wrócił.
Z Franiem i Stefanem, ma się rozumieć!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz