Gdzie jest Rukat gdy nie pisze bloga?
Dawno nie zaglądałem. Siedzę teraz nad czymś grubym.
Na tyle grubym, że w diabły rzuciłem bloga, historię Polski w 10 prostych krokach i kilka innych projektów... Ale, jakem Rukat, wrócę do tego prędzej czy później.
Jeszcze nauczę się hiszpańskiego i zrobię te sto pompek!
Jeszcze będzie kaloryfer i rozmowy przy wódce o Polsce.
Jeszcze poukładam książki na półce według klucza doskonałego...
A potem niech płonie świat.
Tymczasem spędzam każdą wolną chwilę w BNie.
Pisałem już kiedyś o moich wrażeniach po remoncie Narodowej. Zawsze wracam tam z pewnym sentymentem.
Wchodząc przed 9:00 u drzwi spotykam bibliotekarki jarające pierwszego w tym dniu szluga. Wciągają w płuca trujące gazy delektując się poranną rześkością i wczorajszymi ploteczkami.
Potem uśmiech szatniarki. Dawno pana nie było! O, widzę, że włosy pani zmieniła. A tak, widzi pan, ze starej ekipy już tylko ja zostałam...
Ponieważ mam tylko 8 godzin, nie pytam o zdrowie. Pakuję graty do foliówki i, obmacawszy kieszenie, ruszam w stronę świątyni woluminów. Na ołtarzu składam ofiarę z rewersów. Odbiera je facet o aparycji kibola (spotkać można go jeszcze gawędzącego z kioskarzem o ostatnich meczach) i mówi sakramentalne "40 minut". Jakaś irracjonalna sympatia do tych nieznanych mi przecież ludzi wykrzywia moje usta w grymas niepowstrzymanego uśmiechu gdy rzucam "Dziękuję".
Mam teraz czas rzucić okiem na stare śmieci.
Spotykam znajomą z mikrofilmów. Właściwie, gdzie nie rzucę okiem - znajomi! Niebezpiecznie, bo przecież przyszedłem do pracy, nie na pogaduchy. Ale jak tu nie zamienić słowa, nie spytać co u dzieci i obiecać, że jeszcze wpadnę?
Żałuję zrzucenia mikrofilmów z piętra na parter. Wchodzenie na górę i wędrówka ku odległym drzwiom nadawała temu miejscu jakąś wyjątkowość. Profan gubił się w kiszce korytarza i ze strachem pukał do wrót, za którymi drzemały skrzypiące demony. A teraz? Wszystko na kupie...
Po wyjściu z czytelni mój wzrok pada na kartkę przy schodach. "AUTOMATY". Że niby jakiś pin ball?
Nie, okazuje się że dawna palarnia (nieodżałowana przez wszystkich pracowników) została zamieniona w olbrzymi bunkier. Pod jedną ścianą stoją automaty z zestawami pierwszej pomocy: kawa, batoniki i enerdżi drinki.
Pusto.
Siadam pod ścianą i popijam mlecznego góralka czekoladą z mlekiem.
Wreszcie w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz