Spytała mnie o to moja mama po przejściu się Nowym Światem.
Jakoś nigdy nie zwracałem na to uwagi.
Ale ostatnio myślę o tym coraz częściej. I coraz bardziej mnie to śmieszy.
Okazuje się, że byle budę z zapiekankami trzeba dziś nazwać po angielsku. Wtedy lokal nabiera powagi, a sprzedawca zamiast kanapek serwuje ci sandwich'e a zamiast kawy - americanę.
Czy obcojęzyczna nazwa sprawia, że żarcie jest lepsze? Albo ubrania... nie wiem, lepiej leżą?
Be-ze-du-ra, jak mawiał milord.
Więc skąd ten wstyd przed polskim nazewnictwem?
Spiesząc z pomocą przedsiębiorcom, wybrałem 5 nazw i przełożyłem je z języka Goethego i Twaina na język Reja i Żeromskiego.
Ciekawe, kto zgadnie o jakie miejsca chodzi :)
- Generał Kopia
- Komnata Piwa
- Rezerwa
- Punkt Rześkości
- Rynek Świeżości
Ale między nami mówiąc, chętniej zjem w Chłopskim jadle niż w Sushi@To.
I to nie tylko dlatego, że wolę golonkę od ryby w wodorostach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz