Nieopodal mojego domu stoi sobie budynek, w którym była kiedyś redakcja Rzepy. Na ścianie tej kamienicy wisi tablica ufundowana przez Presspublicę.
Jak głosi napis na niej, dom ten był w sierpniu 1944 roku redutą wolnej Rzeczpospolitej. A dowodził nią rotmistrz Witold Pilecki, ochotnik do Auschwitz.
Jakiś czas temu włączyłem się w tworzenie DUCH-a, czyli Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii. Jeden z bloków wykładów nosi tytuł Bohaterowie historii. Zaproponowałem, że opowiem dzieciom (w tym przypadku gimnazjalistom) właśnie o rotmistrzu Pileckim.
Jestem zobligowany, żeby wkrótce skończyć konspekt zajęć. Mają trwać 60 minut.
Od dłuższego czasu ciągle chodzą mi po głowie dwa pytania:
1) Kogo można określić mianem bohatera?
2) Jak opowiadać 14-latkowi o bohaterze z okresu II wojny światowej?
Na pierwsze pytanie odpowiedź wydaje się prosta. Człowiek po chwili namysłu może stwierdzić, że bohater to ktoś, kto poświęca się dla dobra ogółu. Ciocia wikipedia zgadza się z tym w 100%.
Nie ma co się rozpisywać, Pilecki był bohaterem. Oczywiście, ktoś może powiedzieć: Zostawił żonę i dzieci a sam porywał się z motyką na słońce, albo O Oświęcimiu w 1940 nie wiedziano jeszcze tyle co później, na pewno gdyby wiedział jak wygląda tam życie, nie zdecydowałby się na taką brawurę etc. etc.
Cóż, widocznie ojczyzna była dla niego ważniejsza niż rodzina (a może wierzył, że walcząc za ojczyznę, walczy o przyszłość dla rodziny?), a o tym do czego zdolni są Niemcy wiedzieli już wszyscy po masakrze w Wawrze (1939). Więc nikt mi nie powie, że nie było strachu przed pójściem do obozu. Trzeba było mieć żelazne cojones.
No tak, dla mnie człowiek, który walczył w 1920 roku, potem został w kraju i konspirował, zakładał ruch oporu w obozie zagłady, dowodził jednym z nigdy niezdobytych punktów oporu w powstaniu warszawskim - to bohater.
Ale dla dzieciaka?
Jak taki zarośnięty gościu w pasiaku może się równać chociażby z błyszczącym Iron Man'em? Albo z jakimkolwiek innym avengersem? Albo z Barney'em z HIMYM?
Że niby Pilecki był prawdziwy a tamci są zmyśleni? To prawda, ale co z tego?
Gimbus widział Iron Mana w 4 filmach, setkach kreskówek, komiksów, idzie do szkoły z plecakiem na którym gościu w czerwono-żółtej puszce strzela laserami do gigantycznych robali. To jest jego bohater - nie jakiś zabity przed dziesiątkami lat żołnierz o którym nigdy nie słyszał.
Zastanawiałem się nad przyczyną. I myślę sobie, że wszyscy jak teraz siedzimy przed kompami jesteśmy zafikoswani na jednym.
Na sukcesie.
Bo przecież trzeba skończyć dobre studia, znaleźć dobrze płatną pracę, mieć duże własne mieszkanie, nowy samochód i ubierać dzieciaka w Dolce & Gabbana. Trzeba wygrywać. Trzeba.
A ktoś taki jak bohater, musi być zwycięzcą.
A Pilecki? Przegrał w 1939, potem nie udało mu się wzniecić powstania w Oświęcimiu, poległ w warszawskiej hekatombie a na końcu wrócił do kraju tylko po to, by dać się zabić. Przegrał wszystko.
Jak mam dziś przekonać gimnazjalistę, otoczonego herosami Marvela, że bohater to nie tylko pogromca lodowych olbrzymów, ale też (a może przede wszystkim) człowiek zdolny do poświęceń na rzecz innych?
A może Pilecki jest (był) bohaterem tylko mojego pokolenia? Dla moich dzieci i wnuków będzie już tylko hasłem w wikipedii.
Boję się, że tak się stanie jeśli nie będę potrafił opowiedzieć jego historii dzieciakom. Jeśli nie uwierzą mi, że zwycięstwo moralne jest ważniejsze od odparcia kolejnej wyimaginowanej inwazji kosmitów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz