Matka krzyczy na trzylatka, który nieporadnie tupie zabłoconymi kozaczkami.
Maluch nie wie, że pod stopami ma prawie 22 tysiące martwych radzieckich żołnierzy.
Ni to cmentarz, ni to park
Żeby nie przesiedzieć całej niedzieli przed kompem, postanowiłem wybrać się na spacer. Wsiadłem w 128 i dojechałem do przystanku PRUSZKOWSKA. Moim celem było miejsce o którym sporo słyszałem, a w którym nigdy nie byłem. Cmentarz Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem tę nazwę, myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie tzw. jaja.
Już przy wejściu na teren cmentarza czuć ducha poprzedniej epoki.
Kto by tam dziś marnował tyle przestrzeni publicznej na uwiecznianie kogokolwiek czy czegokolwiek. Ile tam, panie, biurowców by się zmieściło, albo supermarket jakiś.
Umyślnie wybrałem porę po-obiadową, by przekonać się kto odwiedza to oryginalne miejsce. Nie wiem czego się spodziewałem, rosyjskich babci ze zniczami? Gdyby nie tablica informacyjna przy wejściu do parku, myślałbym że jestem w Łazienkach albo na Polu Mokotowskim.
Staruszki z psami, rodzice z dziećmi, ludzie z kijkami i ojciec z synami na rowerach. Postawiłbyś jeszcze stoisko z goframi i orzeszkami i wypisz wymaluj zwykły warszawski park.
A tymczasem jest to cmentarz, otwarty w 1950 roku. Zwieziono na niego prochy Rosjan "poległych o wyzwolenie Polski spod okupacji niemieckiej w latach 1944-1945". (btw, ten dziwaczny leksykalnie słowotwór stoi w ostrej sprzeczności do artykułu w wikipedii).
Wejście faktycznie jest monumentalne. Do potężnego obelisku flankowanego przez dwie płaskorzeźby prowadzi szpaler niskich nagrobków.
O strony ul. Żwirki i Wigury dwie betonowe ściany tworzą bramę. Na obydwu inskrypcje. Po lewej rosyjska, po prawej polska.
Nazwy oddziałów do których należeli polegli nie są (dla mnie) tak ciekawe, jak płaskorzeźby umieszczone obok.
Na widok żołnierzy z czerwoną gwiazdą cieszą się nawet niemowlaki.
Może jestem artystycznym troglodytą, ale moim zdaniem tak właśnie należy robić pomniki. Abstrahując od historycznego fałszu, te płaskorzeźby mają tak jasny przekaz, że nawet analfabeta domyśli się o co chodzi.
Przecież w końcu o to chodziło wujkom Saszom - żeby ludziom wbić do głów jedyną słuszną wersję historii. I - jak tak popatrzę dookoła - byli piekielnie skuteczni.
Dalej widać na horyzoncie potężny 21-metrowy obelisk, zwieńczony pięcioramienną gwiazdą. Po obu jego stronach - para krasnoarmistów.
Po alejkach przechadzają się mieszkańcy pobliskiego osiedla. Psy radośnie biegają między nagrobkami, dzieci uczą się jeździć na rowerach a starsze panie plotkują na ławeczkach. Ot, zwyczajne niedzielne popołudnie.
Większość nie zwraca uwagi na obelisk, groby czy gniewne oblicza granitowych żołnierzy. Jakiś ojciec każe córce przeczytać inskrypcje.
A ja spaceruję między mogiłami i jakoś nie mogę wzbudzić w sobie niechęci do tej czerwonej hołoty.
Pamiętam o dziesiątkach tysięcy zgwałconych polskich kobiet i dzieci. O Katyniu i procesie szesnastu. Pamiętam 45 lat niszczenia gospodarki i kultury mojego kraju. Mam jak najlepsze powody, by nienawidzić wszystkiego co ma na sobie czerwoną gwiazdę.
Natrafiam na kilka bardziej lub mniej zadbanych grobów. Z fotografii patrzy na mnie młody chłopak. Iwan, 26 lat.
Odstające uszy, uśmiechnięte oczy i poważna twarz.
Pod zdjęciem przewrócony znicz i wiązanka z wypłowiałych sztucznych kwiatów.
Czy w armii czerwonej byli bohaterowie? Albo młode chłopaki oderwane siłą od matek? A nawet tchórze, którzy nie potrafili sprzeciwić się terrorowi?
Pewnie tak. I pewnie niektórym należy się szacunek. Nawet jeśli wśród tysięcy gwałcicieli, złodziejów i morderców był jeden, który rzeczywiście walczył bo wierzył, że wyzwala nas spod okupacji - to przy całym ogromie jego naiwności - należy mu się wieczny odpoczynek.
I tyle mogę mu dać.
Rozumiem też, że tym żołnierzom należy się cmentarz. Nawet tym, którzy z zimną krwią mordowali żołnierzy wyklętych.
Ale czy musi to być cmentarz w środku dzielnicy mieszkaniowej? Czy potrzebny im jest dziś obelisk, płaskorzeźby i cała ta kłamliwa architektura?
Czy ich dusze, po przeniesieniu prochów na inny cmentarz i po zamienieniu tego reliktu komuny w normalny park dla rodzin - będą cierpieć?
Ekshumacje, przebudowy - ktoś może powiedzieć, że to wszystko ogromne koszty.
Tylko czy stać nas, żeby nasze dzieci biegały w cieniu czerwonej gwiazdy i uczyły się pierwszych literek z inskrypcji "bohaterów radzieckich"?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz