O tym, że przeżywamy dziś kryzys męskości nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy rozejrzeć się po ulicy. Chłopaki w obcisłych spodniach noszący damskie torebki nikogo już nie dziwią. Faceci, którzy kończą 30 lat i wciąż bawią się w nastolatków. Ojcowie, którzy zostawiają rodziny, bo nudzi im się bycie odpowiedzialnym za coś więcej niż zimne piwo w lodówce.

Może faktycznie jest to trochę wina rodziców, którzy wychowują chłopców metodą "Nie biegaj, bo się spocisz" albo "Bądź grzeczny".
A przecież jeśli chłopiec ma kiedyś stać się mężczyzną, nie może być "grzeczny"! Musi biegać, kopać piłką po oknach i lać się z innymi chłopcami. Nie chodzi mi o chuligaństwo, ale o poluzowanie łańcucha.
Moim zdaniem przyczyną kryzysu męskości jest jeszcze jedna kwestia.
Brak zaspokojenia potrzeb.
Wydawać by się mogło, że dzisiejszy facet ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Może przebierać w samochodach, jeździć dookoła świata i ścigać antylopy po sawannie. A i tak czuje, że czegoś mu brak.
Nie od dziś wiadomo, że mężczyzna jest maszyną do bólu prostą w obsłudze. Kobieta, która chce żeby jej facet był szczęśliwy powinna pamiętać o trzech potrzebach swojego lubego. Należy go nakarmić, pogłaskać i pochwalić.
Kiedy wydaje ci się, że twój facet cię nie słucha albo nie okazuje czułości - może po prostu jest głodny? Albo nie zwróciłaś uwagi na wysprzątany samochód?
Powinno się o tym pisać w jakichś podręcznikach szkolnych, bo mam wrażenie, że mamusie coraz rzadziej przekazują tę mądrość córeczkom.
Istnieją zatem trzy potrzeby, które mogą zostać zaspokojone przez osoby trzecie. Często sami faceci nie zdają sobie z nich sprawy albo boją się mówić na głos czego chcą. Przecież poproszenie dziewczyny o zrobienie obiadu byłoby takie... seksistowskie.
Założę się, że są panny czekające na taki seksizm, przejawiający się w słowach: "Skarbie, bosko gotujesz, może zrobisz mi jutro twoje cannelloni?"
Jest jednak jeszcze jedna potrzeba, którą zaspokoić może jedynie sam facet.
Potrzeba sukcesu.
Facet kocha zwycięstwo. To dlatego już niedługo przed telewizorami będzie siedziało brzydsze pół populacji tej planety. Dlatego faceci od początku dziejów dźgają się dzidami i chlastają mieczami, żeby pokazać kto tu rządzi.
Sukcesem było upolowanie zwierzyny, udział w zwycięskiej bitwie czy podróż do nowego świata.
Z czasem zmieniły się wyzwania, zmieniła się też miara sukcesu. Mężczyzna nie musiał już polować na mamuta, wystarczyło kupić nowy samochód.
A dzisiaj?
Zastanów się, jakie wyzwania przed tobą stoją.
Pewnikiem większość panów odpowie: duże mieszkanie, samochód, super praca.
Kiedy natrafiamy na problem z osiągnięciem któregoś z tych celów, sytuacja się komplikuje. Są oczywiście ludzie, którzy - z wyboru albo ze strachu - stawiają sobie zupełnie inne cele (np. granie całą noc w GTA albo zebranie kolekcji kamyków ze wszystkich kontynentów).
Pozostali spotykają się z pytaniami:
Co z ciebie za facet, jeśli nie potrafisz znaleźć dobrej pracy? Nie masz mieszkania na Wilanowie i nie jeździsz BMW Z3? Co z ciebie za facet, jeśli nie odniosłeś sukcesu?
Rzeczywiście, prawdziwy facet potrafi zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo (również finansowe). Zmusza nas do tego codzienność. Miarą życiowego sukcesu jest dziś grubość portfela.
Kiedy człowiek uświadomi sobie już czego potrzebuje do szczęścia, może wybrać dwie drogi.
Można włączyć się w wyścig szczurów, rozkręcić własny biznes albo piąć się po szczeblach kariery. Jeśli chcesz osiągnąć taki sukces, przygotuj się (i żonę) na zostawanie w pracy po godzinach i początki siwizny w wieku 30 lat.
Drugim sposobem jest przedefiniowanie pojęcia "sukces". Bo przecież nie musi to być szmal. Sukcesem jest też szczęśliwe małżeństwo, rodzina. Grono przyjaciół i wspólnie spędzony czas. Sukcesem, dla niektórych, może być świętość.
A może zamiast wybierać, można obie te drogi połączyć?